Camino de Santiago

To nie droga jest trudnością... To trudności są drogą...

Lucyna Szomburg
Moje camino

Środa, 6 października 2004


Dzisiaj, przed świtem, bez plecaka pojechałam autokarem do Finisterry. Bardzo dziwne wydało mi się jechanie środkiem lokomocji. Tak szybko i jakoś nieswojo. Podróż trwała dwie i pół godziny. Krajobraz wprawdzie ciągle górzysty zmieniał się. Rzadkie laski, krzewy, wioski po drodze... kręta i długa droga. Finisterra ukazała się za którymś z zakrętów. Widok jednoczesny wody i gór zawsze budzi mój podziw. W Finisterze przywitał nas mały port dla łodzi, wąskie uliczki prowadzące w górę i w dół i typowo morskie powietrze. Pogoda zrobiła się znów słoneczna, chociaż po niebie przesuwały się liczne obłoki. Poszłyśmy szosą, w czwórkę na "koniec świata", do latarni morskiej na cyplu. Położona jest wysoko, na skałach. W dole zaś ocean rozbijał fale o wysoki, skalisty brzeg. Fale tworzyły się jedynie tuż przy urwisku, bo ocean jak okiem sięgnąć spał, a słońce odbijało się w jego spokojnych wodach. Usiadłyśmy w cieplutkim, zacisznym miejscu. Przed nami woda i nic więcej. Fantastycznie.

Godzinę napawałam się tym widokiem. Przylądek Finisterra znajduje się jakieś 3 km od miasteczka. W drogę powrotną wybrałam się sama. Nie wracałam jednak szosą, lecz piaszczystymi ścieżkami przez góry. Byłam kompletnie sama w kompletnej ciszy. Raz tylko jakiś duży ptak wrzeszcząc przeleciał wysoko nade mną. Za sobą, w dole pozostawiłam latarnię morską i bezmiar oceanu.

Nagle, po drugiej stronie góry zobaczyłam... inny ocean. Z długimi, białymi grzywami fal, błękitno-zielony, dziki. Malutka, kameralna, piaszczysta plaża między skałami zapraszała. Nie wiedziałam jednak, jak tam dojść. Wybierałam najbardziej prawdopodobne ścieżki. Jedna z nich zaprowadziła mnie do wioski i stamtąd już, między ogródkami, zagonami kukurydzy i wydmami doszłam do pięknej, piaszczystej plaży. Ocean szumiał, fale rozbijały się z boku o małe, wystające skałki, a środkiem sunęły dostojnie i zatrzymywały się na piasku. Zdjęłam buty, skarpety, podwinęłam spodnie i wbiegłam do wody. Nawet była ciepła, a może z wrażenia nie czułam chłodu? Szłam brzegiem szczęśliwa i spełniona. Nie zauważyłam, że nadeszła dłuższa fala i zmoczyła mnie niemal do pasa. Śmiałam się. Zbierałam na piasku małe muszelki, które wyrzuciło morze. Plaża była pusta. Daleko, na skałkach siedziało dwoje ludzi. Wpatrywało się w ocean.

Pół godziny minęło, nie wiem kiedy. Musiałam wracać. Nie bardzo wiedziałam gdzie jestem i jak daleko mam do przystanku autobusowego. Okazało się, że byłam już za Finisterrą. Wystarczyło kolejne pół godziny, abym znalazła się w centrum miasteczka. Wstąpiłam do małej, rybnej restauracji na coś specjalnego. Dostałam CHIPIRONES, coś takiego czarnego, miękkiego i dobrego. Pyszne!

Teraz siedzę w autobusie. Zaraz odjazd.

Czwartek, 7 października 2004


Jestem w pociągu do Madrytu. O Boże! To już koniec mojego wędrowania! Wracam do domu, tęsknię za wszystkimi. Ale też smutno mi, że coś się kończy. Coś szczególnego. Wracam do wczorajszego dnia.

Do Santiago przyjechałyśmy o 19.00. Poszłyśmy jeszcze na mszę św. do katedry na 19.30, potem na kolację do znanego w Santiago baru Casa de Menole. Jak zwykle była ryba, zupa galicyjska i jogurt. Do schroniska niemal biegłyśmy i tak byłyśmy spóźnione 15 minut. Okazało się, że nie dostosowałyśmy się do przepisów schroniska i nie zabrałyśmy naszych rzeczy przed 10.00 z sali. W związku z tym spakowano je do czarnych, plastikowych worków i zniesiono z trzeciego piętra na parter. Chłopak obsługujący schronisko tłumaczył nam, że złamałyśmy regulamin. Początkowo zrozumiałyśmy, że nie możemy tu pozostać dłużej. Ale gdy stwierdziłam, że w takim razie decydujemy się spać tu na podłodze odparł, że wystarczy ponownie zapłacić 5 E i możemy wrócić na górę. OK.! Noc w tym schronisku właśnie tyle kosztowała. Z powrotem wróciłyśmy więc na górę. Ale nasze poprzednie łóżka były już zajęte. Dziewczyny po ciemku znalazły nowe miejsca i cichutko położyłam się spać. Nie mogłam jednak zasnąć. Nie znoszę być w zamkniętym śpiworze. Chyba faktycznie mam klaustrofobię śpiworową. Po godzinie lub dwóch rozpięłam śpiwór i położyłam się na starym, zniszczonym, brudnym (?) kocu i przykryłam się swoim śpiworem. Zasnęłam. Obudziłam się o 8.00 jako ostania z naszej czwórki. Umyłam włosy, wzięłam prysznic, spakowałam się i wkrótce po Reginie wyruszyłam na miasto. Hania i Danusia robiły wszystko wolniej.

Poszłam do biura pielgrzymkowego aby tam zostawić plecak. Miałam przed sobą cały dzień w Santiago. W biurze spotkałam Reginę, też zostawiła tu swój bagaż. Razem poszłyśmy na skromne śniadanie i potem na mszę św. o 12.00. Byłyśmy w katedrze już przed 11.00, żeby usiąść w ławkach, w dobrym miejscu. W kościele całkowicie odprężyłam się, zmówiłam cały różaniec i zaczęła się msza. Uroczysta, jak zwykle o tej porze. Gdy na koniec mszy kadzidło powędrowało pod sklepienie, Hiszpanka siedząca obok Reginy skomentowała ten fakt, że kadzidło uruchamiane jest by zabić zapachy pielgrzymów przychodzących prosto z trasy do katedry oraz by zanieść ich intencje prosto do nieba.

Po mszy spotkałyśmy Danusię i razem poszłyśmy na miasto. Zjadłyśmy lunch i ... spotkałam Alexa. Przechadzał się uliczkami Santiago. Ucieszyliśmy się nawzajem z tego spotkania. Odtąd resztę dnia spędziliśmy razem. Włóczyliśmy się po Santiago, piliśmy wino, kawę, sok... Rozmawialiśmy...O 18.00 zajrzeliśmy do katedry, bo Alex nie widział kadzidła "w ruchu". Ale o tej porze kadzidło nie jest uruchamiane. Spotkaliśmy natomiast Colette z Kanady! Dotarła dzisiaj! GRATULACJE!!! I jeszcze jedno małżeństwo z USA. Tyle znajomych twarzy!

Poszłam do zakrystii przekazać muszlę z Łeby. Ksiądz i siostra zakonna bardzo ucieszyli się z prezentu i obdarowali mnie obrazkami św. Jakuba Apostoła. Kupiłam też upominki na mieście dla moich najbliższych. Wreszcie spotkałam Hanię, Danusię i Reginkę. Umówiłyśmy się na kolację w barze.

Ciekawym przeżyciem było też to, że po odbytej pielgrzymce z Saint Jean Pied de Port do Santiago dwoje młodych ludzi wzięło ślub: Polka z Poznania i Argentyńczyk. Spotkaliśmy ich przed barem, ona w białej sukni z białymi liliami, on w garniturze i świadkowie polsko - argentyńscy. Kolację jedli w tym samym barze co my. Śpiewaliśmy im "Sto lat". I potem to już tylko na pociąg. I oto jadę!!!

Komentarze

krzysztof kiełek starachowice - 18.09.2013 11:01

Pani Lucyno czytałem pani wspomnienia przed moim camino ale jednym okiem mnie wpadły drugim wypadły i dopiero teraz dwa miesiące po moim camino czytałem pani wspomnienia jeszcze raz i porównałem je z moim camino co prawda szedlem tylko z Atapuerci do Santiago ale jak czytalem pani wspomnienia to znowu poczólem się jak na camino.Pani lucyno wspaniale napisana relacja ta babcia z naleśnikami i nas poczęstowała mimo ze to był 2013 rok ale ja o tej babci czytalem w książce i zorientowalem się że to jest żywa historia camino zapłacilem bez słowa euro za naleśnika bowiem z historią się nie dyskutuje ,myślę że jak ta babcia umrze umrze i trochę camino a na razie niech żyje 200lat .W 2013 dużo się zmieniła jak na pewno pani się zorientowala alberge rosną jak grzyby po deszczu w Hontanas było pięć alberg w tym jedna muncipialna ttak więc przez dziewięć lat sporo zmian czytałem pani wspomnienia i kilka razy łezka w oku mnie się zakręcila .Pani Lucyno napisala pani że podczas komuni zaczeły pani płynąć łzy mnie to też spotkało już drugiego dnia camino w malym kościółku gdzie bylo siedmioro Hiszpanówja i jeszcze jeden pielgrzym ,przepiękne uczucie ,spotkało mnie to jeszcze trzy razy na trasie ostatni raz w Santiago jak odbieralem Compostellę pozdrawiam i mam nadzieję że się spotkamy na camino buen camino

bogda - 22.05.2013 22:08

19.05.2013 wrocilam z pielgrzymki szalam od 2.05. z astori zwichnelam noge ok 100 km przed koncem ale szlam powoludku ale do przodu 14.05 bylam na miejscu warto, Padal deszcz i wialo przez caly czas HISZPANIA TO JUZ CHYBA ZIMNY KRAJ ALE jestem cala i chyba zdrowa w domu i ciesze sie bardzo pozdrawiam wszystkich ktorzy przeszli i tych ktorzy maja taki zamiar

Tamara - 10.04.2013 09:30

Jaki przepiękny wiersz. Wzruszający, człowieczy. Będzie moim motto na Camino, na które wyruszam sama w maju tego roku. Pierwsze strony tego bloga bardzo ciekawe, refleksyjne i pisane z serca. Z radością czytam więc dalej!

Zobacz wszystkie »