Lucyna Szomburg
Polskie camino
« Poprzednia strona | 27 kwietnia 2006, czwartek |
Łagów - Zgorzelec
Koniec wędrowania! Dotarłyśmy do Zgorzelca!
Dzisiaj obudziłyśmy się później, niż zwykle, bo przed 8.00. Słońce było już wysoko na niebie. Gospodarze przygotowali nam śniadanie, z dobroci serca. Pogawędziliśmy sobie miło i o 9.00 ruszyłyśmy po raz ostatni na szlak. Musiałyśmy wrócić z Łagowa do miejsca, gdzie wczorajszego dnia opuściłyśmy szlak, to jest około dwa kilometry. Droga prowadziła przez las, więc cień i lekki wietrzyk uprzyjemniał nam wędrowanie. Za schroniskiem szlak odchodził w pola, w niedalekiej odległości od ściany lasu. Wkrótce minęłyśmy stawy rybne i zobaczyłyśmy zabudowania Jędrzychowic. Nigdzie śladu znaków muszli ni żółtych strzałek. Na szczęście jest dość dobry opis drogi w przewodniku i mapka. W ten sposób doszłyśmy do stareńkiego kościółka w Jędrzychowicach, otoczonego równie starym murem z kamieni.
Kościół był prawie otwarty, bo tylko krata dzieliła nas od wnętrza. Na głównym ołtarzu wisiał obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus. Ileż pokoleń modliło się tu przed nami?!
Obok kościoła jest plebania, ale niestety ksiądz wywiesił kartkę, że pojechał do Jeleniej Góry na pogrzeb. Posiedziałyśmy na podwórcu kościoła karmiąc kotka proboszcza drożdżówką i patrząc na wielkie, stare modrzewie, w konarach których ptaki uwiły sobie gniazda. Wokół kościoła natknęłyśmy się na muszle św. Jakuba. Ale już na kolejnych kilometrach trasy pusto. Albo ktoś je pozrywał, albo w ogóle nie zawiesił.
Poszłyśmy ul. Bolesławiecką, dłuuuuugą, prowadzącą wzdłuż ogródków działkowych do mostu staromiejskiego, którym pielgrzymi podążają dalej, do Santiago. Tam szlak przechodzi w Oekumenische Pilgrim Weg. Przy moście jest młyn trójkołowy i śliczna, sympatyczna restauracja "Piwnica Staromiejska".
W "Piwnicy" po raz ostatni podstemplowałyśmy nasze paszporty pielgrzyma. Potem przeszłyśmy przez most na niemiecką stronę. Oczywiście NIE bez przygód. Okazało się bowiem, że mamy nieważne dowody osobiste i to od 1992 roku. Ale nasz wrodzony urok, sympatyczne twarze, wiek wzbudzający zaufanie - to wszystko spowodowało, że panowie strzegący granicy polsko-niemieckiej wpuścili nas na drugą stronę. Przeszłyśmy most w Zgorzelcu i po niemieckiej stronie od razu natknęłyśmy się na kamienny słup z dwiema muszlami św. Jakuba, tą polską, białą na niebieskim tle i niemiecką, żółtą, z dwoma mieczami, również na tle niebieskim.
Dalej droga prowadziła obok ewangelickiego kościoła św. Piotra. Obeszłyśmy kościół wokoło, nie wchodząc do środka, bowiem wewnątrz odbywał się koncert. Wróciłyśmy na polską stronę do Piwnicy Staromiejskiej na obiad (cena dla pielgrzymów z dziesięcioprocentową zniżką).
Piszę mój pamiętnik z pełnym brzuchem, popijając pierwsze na pielgrzymce piwo. Za plecami, spadając kaskadą, przetaczają się wody Nysy Łużyckiej. Parasole rzucają miły cień.
Św. Jakubie, dobrnęłyśmy do celu. Radość i smutek zarazem. Coś się kończy, by mogło zacząć się coś nowego. Dziękuję Ci za to, że towarzyszyłeś nam w drodze, że pomagałeś nieść ciężkie plecaki, rozganiałeś chmury... Do Santiago jeszcze daleko... Pewnego dnia wrócimy na Camino...
PS. Pragnę podzielić się dobrą nowiną z wszystkimi, którzy zaglądają na tę stronę.
Otóż po powrocie z Dolnośląskiej Drogi św. Jakuba otrzymałam wiadomość, że ksiądz proboszcz z Chocianowa pragnie aktywnie włączyć się w pomoc pielgrzymom. Myślę, że niezapowiedziana „wizyta” samotnie pielgrzymujących kobiet z Trójmiasta zaskoczyła nieco proboszcza nie tylko w Chocianowie. Następni wędrowcy do grobu św. Jakuba na pewno spotkają się z ciepłym i miłym przyjęciem na całym Szlaku.
Staszek Halarewicz, jeden z inicjatorów odtworzenia Dolnośląskiej Drogi św. Jakuba zorganizował już spotkanie z opiekunami poszczególnych odcinków. Miejmy nadzieję, że wkrótce poprawi się oznakowanie szlaku.
« Poprzednia strona | 27 kwietnia 2006, czwartek |